2014/06/22

O wolności...

Dobra mama, to szczęśliwa mama. Prawda stara, jak świat, wciąż aktualna i jakże właściwa. Gdy dowiedziałam się, że będę mamą, to oczywiście pojawiło się u mnie wiele lęków. Dziś, gdy patrzę na strony swojego "zeszytowego pamiętnika" (tak, tak, wciąż mam takowy i chyba będę mieć taki do końca życia, bo ta pisanina w nim, pomaga) często czytam swoje słowa, że boję się utraty wolności, poczucia niezależności.
Tak się nie stało. 
Stało się wręcz na odwrót. Dzięki Zosi zyskałam więcej pewności siebie, samoświadomości, a co za tym idzie, wolności. 
Moje życie zmieniło się jedynie na lepsze. Nie zrezygnowałam z tego, co kocham i czego potrzebuję, by być szczęśliwym człowiekiem. Nadal mam częsty kontakt z naturą, więcej spaceruję, bo dzięki rocznemu macierzyńskiemu, mam na to czas. Często jeżdżę tu i tam i jestem nadal aktywna. Wieczorami, gdy Dzidzia śpi, a Mąż ogląda mecze, ruszam w świat na rowerze, biegam, gram z siostrą w badmingtona. Czuję, że żyję, że korzystam z życia. Może ciut, ciut  mniej czytam, ale i tak potrafię znaleźć na to czas- choćby wieczorem w wannie. Naprawdę, da się wszystko. Jak się tylko chce. Wyrzuciłam ze swojego słownika sformułowanie "nie mam czasu". Staram się jakoś dobrze zorganizować. Zresztą prawda jest taka, że czasu mam teraz naprawdę dużo. 
Ostatnio jednak usłyszałam parę słów, które mnie zatroskały.
Słów będących "zamachem" na moją wolność.
Usłyszałam, że skoro mam małe dziecko, powinnam zrezygnować z pójścia na wesele swojej bliskiej koleżanki ze studiów. Jakże absurdalne! Powiedziała to moja Bunia (babcia). Zatroskały mnie te słowa i zamyśliłam się nad nimi. Babcia powiedziała, że ona nie chodziła, gdy miała małe dzieci. Zrobiło mi się jej żal. Może to były inne czasy, ale czy naprawdę od czasu do czasu nie można poprosić dziadków, przyjaciół o pomoc? Pewnie, że można, a wręcz trzeba! To bardzo przykre, że kiedyś dziecko stanowiło pewnego rodzaju uwięź- przychodzą mi do głowy te wyświechtane frazesy "wybaw się", "wyśpij się", "naciesz się życiem, bo jak będziesz miała dziecko, to koniec". Istny stek bzdur.I bardzo zgubny tok rozumowania.
Usłyszałam też, że nie powinno się absolutnie nosić dziecka w chuście, a najlepiej rozwija się ono leżąc na pleckach z gołą pupą. Powiedziała mi to Pani doktor. Zbeształa i definitywnie zakazała chustowania. Nie wdawałam się z nią w dyskusję, bo swoje wiem. Na temat chustowania dużo się naczytałam i wiem, jak wiele ma zalet. Oczywiście nie można przesadzać. Traktować chusty jako uwolnienia rąk, nosić dziecko po mieszkaniu. Nie, nie. Jednak na pewno w odpowiednich ilościach, chusta jest czymś cudownym. Oczywiście na pleckach z gołą pupcią też dziecko musi leżeć. Na przykład rano po obudzeniu i wieczorem przed snem. 
Chętnie zapytałabym tej Pani doktor, co ma robić mama w tym czasie? Też leżeć z gołą pupcią obok dzidziusia, wpatrują się w sufit?
Dobra mama, to szczęśliwa mama, nie przestawajmy więc robić tego, co nas uszczęśliwia i bądźmy dobrymi mamami :)

P.S. Muszę przyznać, że jestem szczęściarą, bo mam dużą rodzinę, na którą mogę liczyć i męża, który chętnie zostaje z Zosią wieczorami sam, gdy ja chcę gdzieś wyjść.





M.

2014/06/16

Nie mogę się doczekać...

Kiedy urodziła się Zosia, pomyślałam sobie, że nigdy nie będę używać sformułowania "nie mogę się doczekać". Przecież każda chwila z Maleńką jest jedyna i niepowtarzalna i nigdy, nigdy się nie powtórzy. Nic tak mocno nie uświadomiło mi przemijalności czasu, jak pojawienie się dziecka w moim życiu. Tylko chwilę Zosia jest tak maleńka, że mogę ją nosić na rękach, tylko chwilę ma takie rozkoszne wałeczki na nóżkach. Tak krótko jej rączki i stópki są malusieńkie. Króciutko mogę oglądać jej bezzębny uśmiech, tulić ją bez końca, czuć, że jestem jak na razie jej całym wszechświatem ("to mi trzeba/ twoich dwóch ramion zamkniętych/dwóch promieni wszechświata"*). 
Jednak prawda jest też taka, że bardzo wielu rzeczy NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ. Wspólnego czytania moich ukochanych książek z dzieciństwa, wspólnego rysowania, wspólnego udawania się w krainę wyobraźni. Pierwszego "mama", pierwszego biegu w moje ramiona, pierwszego "kocham cię, mamo". Tańczenia, śmiania się, pokazywania Zosi całego naszego pięknego świata. Puszczania jej pięknej muzyki, pieczenie, gotowania, zachwycania się wspólnego życiem całym. 
Odkrywania przy niej, na nowo i od nowa całego tego kalejdoskopu piękna, które jest wszędzie dookoła nas. 
Tak, nie mogę się doczekać. Każdego dnia z moją córką.


Zosia rośnie, a wraz z nią rośnie jej biblioteczka :)



Gdy nie spacerujemy w chuście, relaksujemy się w hamaku :)


* cytat pochodzi z wiersza mojej kochanej Halinki Poświatowskiej



2014/06/08

Z Zosią w miasto :)

Nie wyobrażam sobie, żeby moje spacery z Zosią ograniczać do tych po okolicach, gdzie mieszkamy. Choć można tu urządzać wspaniałe krótsze i dłuższe wyprawy i mamy tu mnóstwo zieleni, czasami po prostu tęskno mi do mojego Krakowa. Był taki czas, że bywałam w centrum codziennie. Studia, praca kelnerki. Wtedy to stało się coś dziwnego- mój ukochany Kraków przejadł mi się. Męczyły mnie tłumy ludzi, hałas, zamieszanie. Nadal tak mam. Nic się nie zmieniło, ale w mniejszych i rzadszych dawkach, jednak kocham to miasto. Teraz z Zosią odkrywamy je na nowo. Mam takie szczęście, że moja przyjaciółka mieszka bardzo blisko rynku. Mogę więc z Zosią odpocząć w jej mieszkaniu, przewinąć ją, nakarmić w spokoju. A potem ruszamy... w miasto :) odkrywam od nowa miejsca tak dobrze znane, jak choćby Wawel. Tam akurat nie byłam chyba.. od matury! Aż wstyd! Korzystam z roku wolnego i wędruję. I jest to wspaniałe dla mnie i myślę, że cenne dla Zosi. Mała uwielbia być w chuście a zazwyczaj tak ją zabieram. Raz zdarzyło mi się mieć też wózek. Zauważyłam, że lubi być na zewnątrz. Jestem też zwolennikiem zasady, która mówi, by od początku oswajać dziecko z różnymi miejscami. Wierzę, że od samego początku wpływam przez swoje postępowanie i to jak spędzam z Zosią czas, na to jaką będzie osobą. Mam nadzieję, że już teraz powoli rozbudzam w niej ciekawość świata i miłość do podróżowania i odkrywania całego bogactwa życia. Pięknie nam się razem podróżuje, to niesamowite jak wiele osób uśmiecha się na widok mamy z dzieckiem przytulonym w chuście. To takie miłe. 
Lubimy też zaglądać do kawiarni :) Szukam zawsze takich, które mają sofy, wersalki, siedziska, które pozwolą mi bezpiecznie położyć Zosię koło mnie. Byłyśmy już w jednym lokalu na Kazimierzu, ot knajpa, nie jakieś specjalne miejsce dla mamy z dzieckiem. Nawet się tam karmiłyśmy,a knajpa była pełna. Nikt nawet na nas nie zwrócił uwagi. Cała sztuka w tym, by zrobić to dyskretnie. A da się. Byłyśmy i w takim lokalu dla mam z dziećmi. Nie da się ukryć, że takie miejsca mają swoje zalety- największa dla mnie w tym momencie, to przewijak w ubikacji. 
Możemy z Zosią wszystko. A razem z  nią jest mi dużo lepiej i dużo piękniej. I nigdy nie poczułam się jakkolwiek ograniczona przez fakt posiadania malutkiego dziecka :)











Marysia