2014/06/22

O wolności...

Dobra mama, to szczęśliwa mama. Prawda stara, jak świat, wciąż aktualna i jakże właściwa. Gdy dowiedziałam się, że będę mamą, to oczywiście pojawiło się u mnie wiele lęków. Dziś, gdy patrzę na strony swojego "zeszytowego pamiętnika" (tak, tak, wciąż mam takowy i chyba będę mieć taki do końca życia, bo ta pisanina w nim, pomaga) często czytam swoje słowa, że boję się utraty wolności, poczucia niezależności.
Tak się nie stało. 
Stało się wręcz na odwrót. Dzięki Zosi zyskałam więcej pewności siebie, samoświadomości, a co za tym idzie, wolności. 
Moje życie zmieniło się jedynie na lepsze. Nie zrezygnowałam z tego, co kocham i czego potrzebuję, by być szczęśliwym człowiekiem. Nadal mam częsty kontakt z naturą, więcej spaceruję, bo dzięki rocznemu macierzyńskiemu, mam na to czas. Często jeżdżę tu i tam i jestem nadal aktywna. Wieczorami, gdy Dzidzia śpi, a Mąż ogląda mecze, ruszam w świat na rowerze, biegam, gram z siostrą w badmingtona. Czuję, że żyję, że korzystam z życia. Może ciut, ciut  mniej czytam, ale i tak potrafię znaleźć na to czas- choćby wieczorem w wannie. Naprawdę, da się wszystko. Jak się tylko chce. Wyrzuciłam ze swojego słownika sformułowanie "nie mam czasu". Staram się jakoś dobrze zorganizować. Zresztą prawda jest taka, że czasu mam teraz naprawdę dużo. 
Ostatnio jednak usłyszałam parę słów, które mnie zatroskały.
Słów będących "zamachem" na moją wolność.
Usłyszałam, że skoro mam małe dziecko, powinnam zrezygnować z pójścia na wesele swojej bliskiej koleżanki ze studiów. Jakże absurdalne! Powiedziała to moja Bunia (babcia). Zatroskały mnie te słowa i zamyśliłam się nad nimi. Babcia powiedziała, że ona nie chodziła, gdy miała małe dzieci. Zrobiło mi się jej żal. Może to były inne czasy, ale czy naprawdę od czasu do czasu nie można poprosić dziadków, przyjaciół o pomoc? Pewnie, że można, a wręcz trzeba! To bardzo przykre, że kiedyś dziecko stanowiło pewnego rodzaju uwięź- przychodzą mi do głowy te wyświechtane frazesy "wybaw się", "wyśpij się", "naciesz się życiem, bo jak będziesz miała dziecko, to koniec". Istny stek bzdur.I bardzo zgubny tok rozumowania.
Usłyszałam też, że nie powinno się absolutnie nosić dziecka w chuście, a najlepiej rozwija się ono leżąc na pleckach z gołą pupą. Powiedziała mi to Pani doktor. Zbeształa i definitywnie zakazała chustowania. Nie wdawałam się z nią w dyskusję, bo swoje wiem. Na temat chustowania dużo się naczytałam i wiem, jak wiele ma zalet. Oczywiście nie można przesadzać. Traktować chusty jako uwolnienia rąk, nosić dziecko po mieszkaniu. Nie, nie. Jednak na pewno w odpowiednich ilościach, chusta jest czymś cudownym. Oczywiście na pleckach z gołą pupcią też dziecko musi leżeć. Na przykład rano po obudzeniu i wieczorem przed snem. 
Chętnie zapytałabym tej Pani doktor, co ma robić mama w tym czasie? Też leżeć z gołą pupcią obok dzidziusia, wpatrują się w sufit?
Dobra mama, to szczęśliwa mama, nie przestawajmy więc robić tego, co nas uszczęśliwia i bądźmy dobrymi mamami :)

P.S. Muszę przyznać, że jestem szczęściarą, bo mam dużą rodzinę, na którą mogę liczyć i męża, który chętnie zostaje z Zosią wieczorami sam, gdy ja chcę gdzieś wyjść.





M.

2014/06/16

Nie mogę się doczekać...

Kiedy urodziła się Zosia, pomyślałam sobie, że nigdy nie będę używać sformułowania "nie mogę się doczekać". Przecież każda chwila z Maleńką jest jedyna i niepowtarzalna i nigdy, nigdy się nie powtórzy. Nic tak mocno nie uświadomiło mi przemijalności czasu, jak pojawienie się dziecka w moim życiu. Tylko chwilę Zosia jest tak maleńka, że mogę ją nosić na rękach, tylko chwilę ma takie rozkoszne wałeczki na nóżkach. Tak krótko jej rączki i stópki są malusieńkie. Króciutko mogę oglądać jej bezzębny uśmiech, tulić ją bez końca, czuć, że jestem jak na razie jej całym wszechświatem ("to mi trzeba/ twoich dwóch ramion zamkniętych/dwóch promieni wszechświata"*). 
Jednak prawda jest też taka, że bardzo wielu rzeczy NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ. Wspólnego czytania moich ukochanych książek z dzieciństwa, wspólnego rysowania, wspólnego udawania się w krainę wyobraźni. Pierwszego "mama", pierwszego biegu w moje ramiona, pierwszego "kocham cię, mamo". Tańczenia, śmiania się, pokazywania Zosi całego naszego pięknego świata. Puszczania jej pięknej muzyki, pieczenie, gotowania, zachwycania się wspólnego życiem całym. 
Odkrywania przy niej, na nowo i od nowa całego tego kalejdoskopu piękna, które jest wszędzie dookoła nas. 
Tak, nie mogę się doczekać. Każdego dnia z moją córką.


Zosia rośnie, a wraz z nią rośnie jej biblioteczka :)



Gdy nie spacerujemy w chuście, relaksujemy się w hamaku :)


* cytat pochodzi z wiersza mojej kochanej Halinki Poświatowskiej



2014/06/08

Z Zosią w miasto :)

Nie wyobrażam sobie, żeby moje spacery z Zosią ograniczać do tych po okolicach, gdzie mieszkamy. Choć można tu urządzać wspaniałe krótsze i dłuższe wyprawy i mamy tu mnóstwo zieleni, czasami po prostu tęskno mi do mojego Krakowa. Był taki czas, że bywałam w centrum codziennie. Studia, praca kelnerki. Wtedy to stało się coś dziwnego- mój ukochany Kraków przejadł mi się. Męczyły mnie tłumy ludzi, hałas, zamieszanie. Nadal tak mam. Nic się nie zmieniło, ale w mniejszych i rzadszych dawkach, jednak kocham to miasto. Teraz z Zosią odkrywamy je na nowo. Mam takie szczęście, że moja przyjaciółka mieszka bardzo blisko rynku. Mogę więc z Zosią odpocząć w jej mieszkaniu, przewinąć ją, nakarmić w spokoju. A potem ruszamy... w miasto :) odkrywam od nowa miejsca tak dobrze znane, jak choćby Wawel. Tam akurat nie byłam chyba.. od matury! Aż wstyd! Korzystam z roku wolnego i wędruję. I jest to wspaniałe dla mnie i myślę, że cenne dla Zosi. Mała uwielbia być w chuście a zazwyczaj tak ją zabieram. Raz zdarzyło mi się mieć też wózek. Zauważyłam, że lubi być na zewnątrz. Jestem też zwolennikiem zasady, która mówi, by od początku oswajać dziecko z różnymi miejscami. Wierzę, że od samego początku wpływam przez swoje postępowanie i to jak spędzam z Zosią czas, na to jaką będzie osobą. Mam nadzieję, że już teraz powoli rozbudzam w niej ciekawość świata i miłość do podróżowania i odkrywania całego bogactwa życia. Pięknie nam się razem podróżuje, to niesamowite jak wiele osób uśmiecha się na widok mamy z dzieckiem przytulonym w chuście. To takie miłe. 
Lubimy też zaglądać do kawiarni :) Szukam zawsze takich, które mają sofy, wersalki, siedziska, które pozwolą mi bezpiecznie położyć Zosię koło mnie. Byłyśmy już w jednym lokalu na Kazimierzu, ot knajpa, nie jakieś specjalne miejsce dla mamy z dzieckiem. Nawet się tam karmiłyśmy,a knajpa była pełna. Nikt nawet na nas nie zwrócił uwagi. Cała sztuka w tym, by zrobić to dyskretnie. A da się. Byłyśmy i w takim lokalu dla mam z dziećmi. Nie da się ukryć, że takie miejsca mają swoje zalety- największa dla mnie w tym momencie, to przewijak w ubikacji. 
Możemy z Zosią wszystko. A razem z  nią jest mi dużo lepiej i dużo piękniej. I nigdy nie poczułam się jakkolwiek ograniczona przez fakt posiadania malutkiego dziecka :)











Marysia

2014/05/29

Mamą być..

Minął dzień Mamy. No tak i dla mnie w tym roku wyjątkowy. Jak mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy dotarło do mnie, że od teraz to również moje święto. a dokładnie w dzień mamy moja córeczka skończyła pięć okrągłych miesięcy! Pięć cudownych miesięcy za nami. To był najcudowniejszy prezent. I miliony uśmiechów, które mi tego dnia podarowała. A i bukiecik był! 
Bycie mamą to najpiękniejsza rola, jaką otrzymałam w swym życiu. Kocham być mamą. Tak ogromnie kocham być mamą! Od kiedy nią jestem, wszystko jest lepiej! Duma mnie rozpiera, że jestem mamą. Że mam córkę! Naprawdę! Są momenty, gdy to do mnie nadal nie dociera! MAM CÓRECZKĘ! Najpiękniejsze co mogło mnie spotkać. Wiecznie uśmiechniętą, wesolutką, malutką córeczkę. 
Zosiu! Jestem w Tobie zakochana po sam czubek uszu mych! 
Dziękuję Ci stokrotnie za każdy cudowny dzień z Tobą! Za każdy dzień, kiedy mogę być Twoją mamą! Mamusią :)



Marysia

2014/05/13

Jak to dobrze...

Jak to dobrze mieć dużą rodzinę! dużo osób do kochania, dużo osób do śmiania, do gadania, a i do pokłócenia czasami ;) ...


Cztery pokolenia,
same kobiety- my rządzimy w naszej rodzinie!



2014/05/12

Moje małe przyjemności..

Uwielbiam czytać, gotować i jeść. Cenię sobie wysoce kilka blogów kulinarnych, wśród nich jednym z ulubionych jest blog Strawberries from Poland. Kiedy zobaczyłam, że Ania Włodarczyk, autorka truskawek, napisała książkę, bardzo czekałam aż będzie ją można kupić. Już sama okładka książki zadziałała na moje wszelakie zmysły i podpowiedziała mi, że "Zapach truskawek" bardzo przypadnie mi do gustu! Nie myliłam się. Lektura była niezmiernie przyjemna i smakowita. 
"Zapach truskawek" to zbiór kilkudziesięciu opowieści, wspomnień, historii, a każda z nich z zwieńczona jest przepisem. Ania ma wyjątkową zdolność do pisania o jedzeniu i gotowaniu, które dzięki niej przeobraża się w czystą magię. Staje się istotnym rytuałem, ważną życiową czynnością. Smaki przywołują wspomnienia, pozwalają przenieść się w przeszłość. Ożywają wakacyjne chwile z okresu dzieciństwa, różne ważne momenty z naszego życia. Poszczególne dania kojarzą się z bliskimi osobami, stają się nośnikami pamięci, pozwalają zachować wspomnienia o kochanych bliskich. Każde warzywo i owoc nabierają tu nowego znaczenia, uczymy się zachwycać tym, co mamy na talerzu. Kuchnia Ani jest raczej tradycyjna, dosyć prosta- mnie to odpowiada, bo moim zdaniem właśnie w prostocie kryje się to, co najcenniejsze i najpiękniejsze. 
Poza pisaniem o jedzeniu, Ania pisze też o życiu, podoba mi się jej podejście do wielu spraw, umiejętność cieszenia się chwilą, delektowania się codziennością. Wszystko to wydaje się takie proste, a w sumie wcale takie łatwe nie jest. Umieć tak żyć. Trzeba się uczyć.
Dla tych, którzy potraktują truskawki, także jako książkę kulinarną, to też świetna pozycja, przepisy są zróżnicowane - znajdziemy tu i słodkości i dania i słone przekąski, a nawet przetwory. Książka jest podzielona na cztery części- odpowiadające czterem porom roku. Przepisy są dopasowane do danej pory roku. Jesienią mamy przetwory, zimą pierniki, wiosną jajeczne potrawy i smakowite mazurki, latem pozycje piknikowe. Ja, by nie zniszczyć książki przepisuje recepty do swojego zeszytu. Jeden przepis na ciasteczka czekoladowo- kawowe już wypróbowałam, gościom smakowały, a ja byłam zadowolona :) już nie jeden raz udało mi się spalić, zepsuć ciasteczka- to moja pięta achillesowa, ale te się udały!
Ach, jeszcze jedno, Ania jest miłośniczką starych książek kulinarnych, dzięki niej i ja się nimi zainteresowałam, a okazało się, że u moich rodziców jest całkiem sporo ważnych pozycji, o których pisze Ania.
Do "Zapachu truskawek" będę wracać, bo te krótkie powiastki, to smaczne kęski, na krótkie chwile odpoczynków. I dużo, dużo kulinarnych inspiracji.
A teraz marzy mi się duży, solidny stół, przy którym będę mogła wraz z kochanymi ludźmi delektować się różnymi serwowanymi przeze mnie posiłkami.


P.S. ZOSIEŃKA PRZEWRÓCIŁA SIĘ DZIŚ PO RAZ PIERWSZY Z BRZUSZKA NA PLECY! JESTEM TAKA DUMNA I SZCZĘŚLIWA! :)




2014/05/06

Wojaże majówkowe

Mamy za sobą pierwszą dłuższą podróż z Zosią. Wybraliśmy się do Babci Zosieńki. Pokonaliśmy z Maleńką 200 km. w jedną stronę, i tyleż samo w drugą. Miałam okazję karmić Małą w aucie, w parku, w muzeum- dało się. Uważam, że nakarmić można wszędzie, jeżeli umie się to zrobić dyskretnie. Przewijałam na fotelu samochodowym, na wersalce w pizzeri, na stacji benzynowej (bardzo fajny przewijak)- da się :) Sama podróż w pierwszą stronę była całkiem spokojna, z jedną przerwą na karmienie. Niestety, gdy wracaliśmy do domu, było bardzo ciężko. Mimo pełnego brzuszka, czystej pieluszki, przedwyjazdowej drzemki, Zosia przez połowę drogi bardzo płakała. zatrzymywaliśmy się na karmienie, przewijanie. Było ciężko, postoje nic nie dawały, płacz nie ustawał, serce nam pękało z bólu, a nerwy sięgały zenitu. Nie wiem, czemu Zosia tym razem była tak płaczliwa.. myślę, że to zmęczenie dawało się we znaki, a jakoś nie mogła sobie poradzić z uśnięciem, mimo naszych śpiewów i prób bujania fotelika. Troszkę mnie ten powrót zestresował i boję się kolejnych wypraw, jednak nie chcę z nich rezygnować..
Sam pobyt Zosia zniosła doskonale. Babcia ją dopieszczała i rozpieszczała, Zosia była wynoszona i wybawiona. Spało jej się w nowym miejscu doskonale, kąpiele odbywały się w miedniczce, lub z Tatą w wannie. Dzidzia wróciła chyba z większym podbródkiem i krąglejszymi policzkami, a to wszystko dlatego, że Mama jadła jak za dwóch, albo i za trzech.
Po drodze do Stalowej zwiedziliśmy Łańcut, wybraliśmy się też w trakcie naszej wycieczki do Sandomierza. Piękne miasteczko, do którego jeszcze nie raz będę wracała. Zahaczyliśmy też o Baranów Sandomierski. Zosia dzielnie zwiedzała z nami i była całkiem zadowolona. Nosiliśmy ją w chuście, którą Maleńka bardzo lubi. Jest przytulona, ma lepszy punkt widzenia. Łatwo w niej usypia, ale jak nie śpi też jest zadowolona i z uśmiechem na twarzy obserwuje świat. Zaliczyliśmy nawet muzeum, Zosieńka była właśnie wtedy w świetnym humorze- co widać na zdjęciach :)
Z dzieckiem można wszystko :) Może czasami jest ciężej, czasami jest więcej stresu, ale i o ile więcej radości! A nasza Polska taka piękna! Prawdą jest, że lubimy cudze chwalić,a swego nie znamy. Wyjazdy za granicę są świetne- mam nadzieję, że i te przed nami w trójkę, ale i w naszym kraju jest cała masa cudownych zakątków, a ja bardzo lubię je odkrywać!









2014/04/27

Cztery miesiące!

Zosia!
Jesteś z nami już cztery miesiące! Patrzę na Ciebie, codziennie z co raz większym zachwytem! Wzruszam się Twoją niewinnością, radością, słodkością, wdziękiem. Zastanawiam się, gdzie człowiek to wszystko gubi po drodze. Życzę sobie w myślach, by całe to piękno na zawsze w Tobie ocalało. I myślę, że ja chcę być teraz co raz lepszym człowiekiem. Chcę wiedzieć więcej, widzieć więcej, robić więcej, mieć lepsze serce, więcej uśmiechu, więcej ciepła, serdeczności. By Ci to dawać, by Cię tego uczyć, gdy będziesz rosła. Życzę sobie też byś była szczęśliwa. Dobra. Żebyś nie cierpiała. Żebyś spotykała dobrych ludzi na swojej drodze. Żebyś nigdy nie była samotna. Żebyś była mądra. 
Tak bardzo chciałabym być dobrą mamą dla Ciebie. Przyjaciółką. Podporą. 
Patrzę na Ciebie i chwilami wciąż nie mogę uwierzyć, że mam córeczkę. Że jestem taką wielką, ogromną szczęściarą i mam córeczkę! Nic lepszego nie mogło mi  się trafić! Ale i nic trudniejszego, myślę sobie. Bo wiem, że pewnie będą takie chwile, gdy się poranimy. Wspominam siebie. Swoje relacje z moją kochaną Mamą. Wiem, jakie bywałyśmy dla siebie niedobre. Wiem, że może być trudno, czasami. Ale też wiem, że damy radę! 
Siedzę i nucę piękną piosenkę Anny Marii Jopek:

Gdy mnie nie słyszysz, ja chcę ci przysiąc,
Że póki mogę, będę cichą tarczą twą.
A gdy dorośniesz, otworzę na oścież drzwi
I spróbuję cię uwolnić z moich rąk

A ty, mój synku, mój pojedynczy,
Ty nie przestaniesz nigdy zastanawiać mnie.
To, skąd przychodzisz i co nas łączy
I jaka moja rola w tym naprawdę jest?

Codziennie mnie zachwyca twoje maleńkie życie.
Na wielkie przyjdzie jeszcze czas.
Dziś jesteś mi światem, a twoje złote piegi to jego blask.
W pochmurną noc to moje konstelacje gwiazd.




2014/04/23

Migawki ze Świąt Wielkiej Nocy

Te Święta były dla nas wyjątkowo intensywne. Do dziś odczuwam zmęczenie. Wolę wolniej, ale w tym roku nie dało się inaczej. Szybko przeleciało. Było inaczej, niż zawsze. W drugi dzień Świąt wychrzciliśmy nasze maleństwo. Kilka migawek ze Świąt.











Marysia

2014/04/17

Zosiowa biblioteczka

Czytamy, czytamy, a książeczek wciąż przybywa! I nadal praktycznie wszystkie są od Mamy Chrzestnej :) Czytam Zosi i wierszyki, ostatnio robię to zazwyczaj tak, że zakładam pacynkę na rękę (Zosia upodobała sobie szczególnie żółtego ptaka) i dłuższe książki. Te dłuższe to chyba bardziej dla własnej przyjemności póki co. I z nadzieją, że rozbudzam w małej miłość do książek. Ostatnio był Janosh "Panama". Cudowne! Zabawne, mądre, pięknie wydane, przekazujące mądre wartości. Polecam! A przed Janoshem była klasyka "Pamiętnik Czarnego Noska" Janiny Porazińskiej. Dostałyśmy książkę od mojej mamy, gdy byłyśmy, zaraz po porodzie, w szpitalu. Takie opowieści z dawnych lat, miło się czyta, warto na pewno sięgać też po takie pozycje! Do oby tych książek będę nieustannie wracać i czytać je Zosi, gdy już będzie je mogła zrozumieć. Jestem ciekawa, którą bardziej polubi? Ostatni nabytek Małej to "Wiersze łaciate i jeden w kratę" napisane przez Agnieszkę Frączek. Zabawne teksty o... krowach, rzecz jasna :) ozdobione świetnymi ilustracjami Joli Richter- Magnuszewskiej. 


Marysia

2014/04/15

Migawki z weekendu

To był dobry weekend. Towarzyski. Zosię zawsze otaczało dużo ludzi, nasz dom jest domem otwartym. Jednak ona do tej pory bywała u Dziadków, u mojego Brata i u Prababci. W ten weekend wybraliśmy się w trójkę do znajomych. Było świetnie, Zosia była spokojna, zadowolona, roześmiana, znajomi zachwyceni :) było wspólne jedzenie, granie, spacerowanie.. dobry czas! Były też spacery rodzinne w pięknym Tyńcu. W niedzielę mikropodróż (lubię to określenie, według mnie nawet w okolicach domu można odbywać podróże, grunt to się przemieszczać i poznawać nowe miejsca, a nawet pod nosem znajdą się takie!) do Woli Radziszowskiej. Piękna wioska, ze ślicznym drewnianym kościółkiem, w którym był nasz Ślub i w której kiedyś marzy nam się zamieszkać (kawałek ziemi już jest :)). Nasza trójka plus ukochana Mama Chrzestna Zosi (Chrzciny już tuż tuż). I obiad testujący w Restauracji, w której będą Chrzciny. Fajne miejsce, skromne, domowe, masa dzieciaków, które mogą na miejscu same robić pizze. Dobry weekend. Intensywny, w doborowym towarzystwie- takie lubię najbardziej. Zosia miała długie drzemki w czasie spacerów, w Restauracji też była zadowolona, a w niedzielę wieczorem padła jak mucha ;) Moim zdaniem dziecko do małego trzeba zabierać wszędzie, rozbudzać w nim ciekawość świata już od jego pierwszych miesięcy :) 
Ach... i najważniejsze! W niedzielę, już w domku, gdy Tatuś zaczął się wygłupiać i rozśmieszać Zosię, Mała zaczęła długo i głośno się śmiać! To nie był pierwszy raz, ale po raz pierwszy tak długo i tak radośnie, i tak pełną buzią i pełnym głosem! Byłam oczarowana! 













Marysia


2014/04/10

O karmieniu piersią

Ja miałam łatwo. Zosia się urodziła, położna przyłożyła ją do mojej piersi, przyssała się i tak już zostało ;) Od samego początku nasza wspólna przygoda karmienia piersią, obyła się bez przeszkód. Pokarmu miałam wystarczającą ilość, ale nie miałam też nadmiaru, żadnego bólu piersi, nigdy nie były zbyt nabrzmiałe, mleko się nie przelewało. Zosia nie miała i nie ma kolek, ulewania. Naprawdę, mamy szczęście!
Mam zamiar karmić piersią do końca swojego urlopu macierzyńskiego- czyli przez cały okrągły rok. Zobaczmy, jak to się będzie układało, moja Mama pamięta, że ja odrzuciłam pierś, gdy miałam osiem miesięcy, może z moją córką będzie podobnie. Nie wiem. Równocześnie, gdy chcę gdzieś wyjść, odciągam mleko i Zosia chętnie pije z butelki. Nie zdarza się to często, ale gdy już tak jest, z tym też nie ma problemu i maleńka zjada moje mleko z butli. Zazwyczaj zostaje tak z Tatką, ale raz, w Walentynki, gdy my wyszliśmy we dwójkę, karmili ją Dziadkowie i też było dobrze. Nie czuję więc, by karmienie piersią ograniczało mnie w jakimkolwiek stopniu (zresztą nie widzę problemu w karmieniu w miejscach publicznych, uważam, że to zupełnie naturalne, zawsze można się przysłonić tetrą i każdy rozsądny człowiek nie będzie widział w tym nic gorszącego). Daje mi za to całą masę radości. Najfajniejsze są te momenty, gdy Zosia nagle odrywa się od piersi, zadziera główkę do góry i uśmiecha się do mnie szeroko. To taki szelmowski uśmieszek, potem znów je i tak potrafi kilka razy. Tak jakby sprawdzała, czy mama jest na miejscu :) czasami zaczyna też coś tam sobie gadać w takich momentach. 
Wiem, że ja mam wyjątkowo dobrze, bo nie miałyśmy żadnych problemów i wiem, że nie zawsze jest tak kolorowo, dlatego rozumiem, że czasami niektóre kobiety nie dają rady, nie karmią. Ale nie rozumiem, gdy ktoś mi mówi, że mu się nie chcę, że to go nudzi itp. a słyszałam takie argumenty. 
A przecież karmiąc naszego maluszka dajemy mu tak wiele!

1. Przede wszystkim wzmacniamy odporność naszego dziecka, nasze mleko zawiera różne przeciwciała, które pomagają walczyć z wirusami,
2. Hormony przekazywane z mlekiem dobrze wpływają na rozwój układu pokarmowego dziecka, obniżają ryzyko infekcji przewodu pokarmowego, dolnych dróg oddechowych,
3.  CIEKAWE- mleko mamy ma za każdym razem inny smak! W zależności od tego, co zje kobieta. Różne smaki stymulują rozwój mózgu dzidziusia, podobno dzieci, które jedzą mleko mamy są mądrzejsze :) znają też różne smaki, więc potem łatwiej i chętniej jedzą inne pokarmy. Mama karmiąca powinna tak naprawdę żywić się normalnie, jeżeli nie ma żadnych przeciwwskazań- więc "smakoszki" nie ucierpią :) (ja jestem takową i jem wszystko!)
4.  Ssanie piersi ma bardzo duży wpływ na prawidłowy rozwój zgryzu, co później przekłada się na to, że jest mniejsze ryzyko wad wymowy (WAŻNE! Czasami dziecko nie potrafi się przyssać i może to mieć związek ze zbyt krótkim wędzidełkiem, należy to skontrolować zaraz po urodzeniu, jeżeli mamy jakieś problemy z karmieniem! Lepiej szukać przyczyny i walczyć, a nie poddawać się i rezygnować na rzecz sztucznego pokarmu)!
5. MOMENT KARMIENIA jest NIEZWYKLE WAŻNY! Między mamą a dzieckiem tworzy się głęboka więź i bliskość, dzidziuś przytulony do piersi czuje się bezpiecznie i jest szczęśliwy!

A dla nas, kobiet, z karmienia piersią też płynie wiele, wiele korzyści:

1. Przyśpieszamy okres rekonwalescencji w okresie połogu,
2.Karmienie piersią może nam pozwolić szybciej wrócić do figury sprzed ciąży (oczywiście trzeba się też racjonalnie odżywiać). 
3. Karmienie piersią zmniejsza ryzyko zachorowania na raka piersi i jajników!!!
4. Przy karmieniu wydziela się okscytocyna, która wpływa dobrze na nasze samopoczucie, zresztą na samopoczucie dziecka też, bo ono dostaje ją w mleku! Oksytocyna wzmaga uczucie miłości, ufności, mama i dziecko czują się lepiej :)

Jak widać korzyści jest wiele i są naprawdę znaczące! Jak można, to karmić trzeba :)



Marysia

2014/04/08

Atopowe zapalenie skóry?

Jakiś czas temu zauważyłam, że Zosia ma dosyć mocno przesuszoną skórę, szczególnie na brzuszku. Przez jakiś czas miała też nieładną skórkę na buzi, miejscami tworzyła się taka "skorupka". Nie wyglądało to ładnie. Twarz zaczęłam jej smarować olejem monoi (jakiś czas temu zwariowałam na punkcie naturalnej pielęgnacji olejami i monoi zakupiłam w sumie głównie dla siebie). Wyczytałam, że takowy nadaje się świetnie dla niemowląt, spróbowałam więc. I to był strzał w dziesiątkę, buzia zrobiła się idealna. Zeszła "skorupka", cera jest gładziutka, mięciutka i zdrowa. Niestety zauważyłam, że co raz gorzej działo się z brzuszkiem. Dookoła suchej skóry zaczęły się pojawiać zaczerwienienia. Stwierdziłam, że muszę zabrać Zosię do lekarza. Pani doktor uznała, że wygląda jej to na atopowe zapalenie skóry. Zmartwiłam się, choć jak później poczytałam o tym co nie co i pooglądałam zdjęcia, stwierdziłam, że plamy u mojej córeczki, nie są jakieś duże. Zmieniliśmy co nie co sposób pielęgnacji jej ciałka. Do kąpieli zamiast płynu Nivea używamy teraz Emolium, a co drugi dzień kąpiemy Zosię w krochmalu. Ciało smaruję rano Emolium w kremie (najpier używałam oliwki Baby Dream), a wieczorem specjalną maścią apteczną. I widzę już dużą poprawę. W zasadzie skórka bardzo ładnie się goi. Myślę, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Być może plamki były wynikiem przegrzewania (chyba miałam tendencje do tego, by ubierać Zosię za ciepło). 
Polecam, tym którzy nie znają, spróbujcie używać oleju monoi, to kosmetyk w 100% naturalny i naprawdę wart stosowania. Dla bobasa i dla mamy :) 



Marysia