2014/03/19

wspomnień ciąg dalszy...

Nigdy nie powiem, że poród, to coś strasznego. Bo według mnie były to najpiękniejsze chwile w moim życiu. Mimo, że bolało, oj bolało. Nie było lekko. Ani łatwo, ani szybko. Trwało siedemnaście godzin. Wody odeszły, rozwarcia ni w ząb. Krzyczałam. Płakałam. Nawet przeklęłam. Mdlałam, spałam, traciłam świadomość. Ale i tak uważam, że było niesamowicie! W pewnym sensie mistycznie, magicznie. Byłam tylko tu i teraz. Nic poza salą porodową się nie liczyło. Nie było żadnej przeszłości, żadnej przyszłości, liczył się tylko każdy kolejny skurcz. Każda chwila wytchnienia. Było blisko do cesarki. Bo Zosia miała źle ułożoną główkę i cały czas nie było rozwarcia. Jak strasznie bym tego żałowała. Nie wiedziałabym wprawdzie, co tracę. Ale teraz wiem i nigdy nie zmieniłabym porodu siłami natury na cięcie. Nie chciałam też bardzo znieczulania. Deklarowałam się, że nie, nie, poradzę sobie, chcę sama. Chcę wszystko czuć całą sobą. Ale nie było wyjścia, trzeba było po tych siedemnastu godzinach, innej rady nie było. Ach, ten moment, gdy po prostu cały ból odpuścił. Nieziemska ulga. Położna, która stwierdziła, że stał się cud- Zosia przekręciła główkę, rozwarcia siedem centymetrów, a zaraz potem dziesięć. Parcie z całych sił, tyle ich nagle jeszcze w sobie znalazłam. I gdy Zosia po prostu ze mnie wyskoczyła... gdy teraz to piszę, prawie płaczę - z wielkiego wzruszenia. Potem P. zapytał, czy pamiętam, jakie były moje pierwsze słowa po porodzie... nie, nie pamiętałam. Powiedziałam: "Jaka ona śliczna!". A potem nagle na sali pojawiły się chyba trzy położne na raz, bo nagle nikt nie rodził i nie miały co robić. P. gadał do ważonej Małej, gdy ja byłam szyta.. i nie przeszkadzało mi, że było ich tyle, bo chciałam się dzielić swoim szczęściem ze wszystkimi naokoło. 
Dobrze, że był ze mną P., bez niego nie dałabym rady. Bardzo mi pomagał. I wyobraźcie sobie, że miałam wspaniałą położną. Szefową oddziału. Lepiej nie mogłam trafić, jestem dzieckiem szczęścia. Oni obydwoje byli mi wielkim wsparciem. 
Tak- jestem dzieckiem szczęścia. Bo urodziłam piękną, zdrową córeczkę. Dane mi było przeżyć tyle pięknych chwil. W ciąży, przy porodzie. I każdego dnia, każdego dnia z Nią przeżywam miliony pięknych chwil. 
Dziękuję. 



Marysia

4 komentarze:

  1. przestań mnie wzruszać, hormony jeszcze szaleją, a ty z takim rozczulającym tekstem wyskakujesz :)
    A tak poważnie to.. szacunek, naprawdę.. że dałaś radę rodzić tyle godzin. masz rację, w porodzie jest coś mistycznego. Człowiek ma te siły nie wiadomo skąd,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):) kobiety są silne z natury :) tak myślę ;)

      Usuń